Miłości nie będzie, a zdrady żałuję. Ideal Light Brush-on Illuminator.
Każdy ma coś do ukrycia, jak nie tu to tam. Ja też, bo niestety moja cera jeszcze raz na jakiś czas lubi płatać figle. Czasem jakaś krosteczka, a częściej pod oczami ciemność. Jak się nie wyśpię to od razu mam to wyraźnie zaznaczone, nie w formie opuchlizny, ale właśnie ciemniejszej okolicy oczu. Bardzo tego nie lubię i staram się kamuflować korektorami. Po udanej znajomości z kultowym YSL wybrałam się do drogerii po kolejne opakowanie. I coś mnie podkusiło, żeby zboczyć z drogi i usiąść na krześle wizażystki Estee Lauder. Jakoś tak się stało, pomyziała mnie, och i ach w ich super świetle, żarciki, ploteczki… i wyszłam z Ideal Light Brush-on Illuminator w torebce.
Jego największym plusem jest opakowanie. Piękne, smukłe, pasujące naprawdę do każdej kosmetyczki. Włosie pędzelka bardzo delikatne, które podnosi komfort używania do maksimum. Wraz z Panią ze stoiska EL wybrałyśmy dla mnie odcień 01 Light, który jest w sam raz. Jeśli chodzi o konsystencję to tutaj nie ma żadnych zaskoczeń – jest bardzo lekka i dlatego świetnie się z tym produktem pracuje. Jak się bliżej przyjrzymy to widać maluteńkie migoczące drobinki, które za zadanie pewno mają odbijać światło i tym samym sprawiać, że nasza skóra będzie wyglądała na świeżą i wypoczętą.
Niestety, u mnie to wszystko nie działa. Nie wiem ile musiałabym nałożyć warstw, aby choć trochę ukryć (i tak niewielkie!) niedoskonałości w okolicach oczu. Nie wydaje mi się zatem, żeby taki produkt był warty tych £20 za 2,2ml.
Przedstawię Wam teraz trzy zdjęcia. Na pierwszym z nich jestem bez makijażu (brwi się nie liczą ;)), kolejne zrobione jest podczas nakładania korektora, a ostatnie to rezultat, jaki uzyskałam nakładając ten kosmetyk. Jak można łatwo zauważyć, wielkiej różnicy pomiędzy zdjęciem numer 1 a 3 nie znajdziemy. Jak dla mnie, produkt nie robi nic. Taki sam efekt jestem w stanie uzyskać pierwszym lepszym podkładem/korektorem, więc nie widzę potrzeby kupowania tak drogiego kosmetyku. Nie lubię obciążać delikatnej skóry pod oczami i nie dostawać nawet nic w zamian. Jeśli już decyduję się na korektor to niech on przynosi chociaż efekt. Dlatego nie mogę polecić nikomu Illuminatora, a i sama kolejnym razem nie zboczę z drogi tylko pokornie udam się po przyjaciela marki YSL.
Szkoda, że Cię rozczarował zwłaszcza, że korektor nie należy do najtańszych
Miałam ogromne nadzieje i niestety na tym się skończyło. Nie wszystko co jest drogie jest również dobre…
Fakt szalu to nei ma. kolejny przyklad ze czesto placimy tylko za marke.
Oj ja też ostatnio dałam się złapać na taką „zdradę” – chciałam kupić sobie podkład, a że mojego ulubionego nie było Pani zaczęła prezentować mi inne. Tak czarowała, tak opowiadała, że się skusiłam na jeden (tańszy). i to był wieeeelki błąd, który boleśnie odczuwam i widzę do teraz…… Osz!!!
Nie znam go, ale bardzo lubię w tej formie rozświetlacze z Clinique oraz z Loreal:)
Ja ten z Loreala to też mam, zapomniałam o nim!
No pupy nie urywa, faktycznie szkoda kasy. Ja się ostatnio bardzo polubiłam z dwoma korektorami pod oczy – jeden to Mineralize Concealer z MACa, a drugi to drogeryjny Loreal LumiMagique. Oba nie mają może dużego krycia, ale doskonale radzą sobie z moimi małymi zasinieniami :)
Mam teraz ten z Loreala, ale na mnie jakoś dziwnie wygląda, jakby miał za duże drobinki rozświetlające i przez to tak wyglądam czasem jakby mi brokat pod oczy spadł ;) Za to MACowe korektory bardzo lubię :)