# MyFirst7Jobs
Tag MyFirst7Jobs krąży po internecie i szturmem zbiera fanów. Postanowiłam, że ja też Wam nieco opowiem o sobie. Początkowo myślałam, że nie miałam aż 7 prac jeszcze w swoim życiu, ale kiedy zaczęłam liczyć… To jak, jesteście ciekawi?
Kelnerka w Pubie na Wimbledonie, Londyn
Moja pierwsza praca trwała aż dwa tygodnie. Pamiętam jak dzisiaj, miałam skończone 17 lat kiedy to wydrukowałam swoje puste CV i chodziłam po Londynie, by gdziekolwiek dostać pracę. Przyjechałam wtedy tylko na wakacje, więc zależało mi na czasie. Zatrudniłam się w pubie, pracowałam wieczorami aż do rana. Często wracałam do domu, kiedy to mój ówczesny chłopak wstawał do pracy. Nie podobało mu się to kompletnie, więc po tygodniu już szukałam nowej pracy, żeby za tydzień zaczynać nową przygodę.
Praca w Coffee Shopie na Kingston, Londyn
Kolejna praca to była lekka praca na zapleczu w miarę cichego coffee shopu. Do moich obowiązków należało przygotowywanie panini oraz zmywanie naczyń. Proste jak budowa cepa. Pracowałam od rana, kończyłam chyba o 16tej i miałam całe wieczory na cokolwiek, co tylko chciałam robić. Bardzo niewymagające zajęcie dało mi to, po co przyjechałam: trochę pieniędzy i możliwość zwiedzania.
Pamiętam stamtąd jedynie małego chłopca, który przychodził do mnie codziennie rano na kanapki. Był bardzo biedny, a ja mu codziennie dawałam śniadanie, oczywiście w tajemnicy przed szefem. Nic więcej z tamtego miejsca nie pamiętam. Przepracowałam tam do połowy sierpnia aż w Internecie znalazłam ofertę zatytułowaną…
Wakacyjna praca w cateringu na festiwalach w UK
No i pojechałam. Na dwa ostatnie festiwale w tamtym sezonie. V Festival w Chelmsford, a potem Reading Festival – dwa ostatnie tygodnie sierpnia. Na dany moment to była praca marzenie. Dobrze płacili, spało się w namiotach, ale w sumie co mnie to wtedy obchodziło, liczyły się i tak tylko koncerty! No był klimat! Spodobało mi się tam tak bardzo, że wracałam tam do pracy przez kilka kolejnych wakacji, dzięki temu widziałam naprawdę wiele gwiazd.
Blogowanie, które trwa do dzisiaj
Zaczęło się niewinnie, jak to zwykle bywa. Chciałam mieć komu opowiadać o mojej pasji, o tym, że lubię kosmetyki. Założyłam bloga jesienią 2011 roku, tak więc moja przygoda trwa już 5 lat i to jest niesamowite. Ja wciąż się rozwijam i pomimo przestoju jaki miałam w tamtym roku, wróciłam jak widać na dobre i znów blog jest nieodłączną częścią moich dni. Jest to też poniekąd moja praca, dlatego zamieściłam bloga w tym zestawieniu. Nie mogłabym jeszcze się utrzymać tylko z bloga, ale niektóre rzeczy wynikające z bloga odciążają mój budżet.
Dodawanie opisów kosmetyków w popularnym sklepie internetowym
Poprzez blogowanie mam na swoim koncie również pracę w pewnym sklepie internetowym, który na pewno dobrze znacie. Przez 2 miesiące dodawałam kosmetyki do sklepu, robiąc całe SEO oraz bajeczne opisy, które do dzisiaj można poczytać. Niestety jakoś tak się stało, że wyjechałam za granicę, miałam wrócić i pracować w tamtym miejscu dalej… Jednak zostałam w Szkocji i moja kariera potoczyła się zupełnie inaczej.
Pielęgniarka dentystyczna
Po sprowadzeniu się do Aberdeen, mój Mąż (wtedy chłopak, nawet jeszcze nie Narzeczony!) od razu szukał mi pracy w księgowości. Ja jednak nie mogłam siedzieć i nic nie robić, bo każdy tydzień spędzony w domu przyprawiał mnie o coraz to większy ból głowy. Znalazłam jakieś ogłoszenie, że potrzebują pielęgniarek dentystycznych, gwarantują szkolenie i wszystko co potrzeba, więc pomyślałam, że spróbuję. Nigdy wcześniej nie miałam nic do czynienia z pielęgniarstwem, nawet nieszczególnie przepadałam za biologią. Liceum kończyłam na kierunku mat-fiz, później studia księgowe, a skończyło się na tym, że 9 miesięcy spędziłam w tym właśnie obcym mi zawodzie. Po tym czasie stwierdzam, że spokojnie mogłabym być dentystką i na dany moment tak jak stoję, to byłabym w stanie zrobić komuś plombę, poprawnie znieczulić czy odczytać prześwietlenia. Nie podjęłabym się leczenia kanałowego, ale jak na całe 4 dni szkolenia z początku i 9 miesięcy praktyki to i tak dużo stamtąd wyniosłam.
Księgowa
Życie to potrafi być przewrotne. Przyjeżdżając do Aberdeen zrezygnowałam jednocześnie z bardzo fajnej oferty pracy w Rzeszowie, w której szybko bym się rozwijała i prawdopodobnie dobrze by mi było. Śmiałam się do Narzeczonego, że jak nie znajdę tutaj pracy w zawodzie do roku czasu to wracam ;) I co? Dokładnie po roku (co do dnia!) od mojej przeprowadzki do Aberdeen poszłam do mojej pierwszej poważnej pracy w zawodzie. No i tym sposobem nie mogłam już nigdzie wracać ;) Jestem w tym miejscu do dzisiaj i choć wciąż wielu rzeczy się uczę to te 20 miesięcy przeleciało strasznie szybko. Tak szybko, że powoli zaczynam się czuć bardzo pewnie w tym wszystkim, co jeszcze prawie 2 lata temu wydawało mi się niemożliwe do opanowania. Zapisałam się nawet na studia, aby być za jakiś czas w pełni wykwalifikowaną księgową i tak czas sobie leci. Moja przyszłość raczej będzie się kręcić dookoła tego i choćbym zmieniała miejsca pracy to już raczej nie zawód.
Ciekawa jestem Waszych doświadczeń, opowiedzcie o sobie!
Również miałam w planach napisanie posta o tym tagu, jednak – tak jak Ty – stwierdziłam, że przecież nie miałam aż 7 prac (!). Myślę, że warto się jednak nad tym zastanowić, bo być może się mylę. ;)
Zastanów się, bo może się zaraz okazać to, co wyszło u mnie :D
a nie pisałaś, że byłaś pielęgniarką w szpitalu? pielęgniarka dentystyczna to jednak ogromna różnica. rzeczywiście, nie trzeba do tego żadnej szkoły.
W szpitalu? Nie, nigdy tak nie pisałam. W klinice dentystycznej byłam pielęgniarką. Niby różnica, ale odpowiedzialność nadal ogromna i nie rozumiem, czemu ma to nawet tutaj znaczenie. Pani ekspedientka wciąż może się porównać do było-nie było pielęgniarki. Nie potrzeba szkoły, tylko chęci :)
U nas funkcjonuje raczej tytuł asystentki dentystycznej, o pielęgniarce dentystycznej nie słyszałam. Taką asystentką to nawet mogłabym zostać;]
O tym właśnie mówię od samego początku ;) Tak samo jak i ekspedientką można zostać ot tak. Co nie znaczy, że nie trzeba się starać i zganiać na pracodawcę czy niskie wypłaty, że się pracować nie chce. Bo co, pielęgniarka czy asystentka jak wolisz ma przestać wykonywać swoje obowiązki jak np sterylizacja narzędzi i pozwolić pacjentowi złapać HIV? Chodzi mi o ideę, a pielęgniarka była tutaj idealnie pasującym przykładem :)
Ja jednak nadal widzę różnicę. Sterylizacja narzędzi to wymóg pracy asystentki, a od ekspedientki nikt raczej nie wymaga znajomości składu produktów, sposobu doboru odcieni itp. Ekspedientka ma znać cenę i podać produkt. Dla mnie to inna kategoria zawodu.
Mam całkowicie odmienne zdanie na ten temat. Skoro Pani w drogerii do mnie podchodzi i pyta „w czym mogę pomóc?”, a nie jest w stanie dobrać odcienia podkładu to właściwie po co mnie ta osoba pyta o cokolwiek? Ceny mam napisane pod produktem, a do koszyka umiem wrzucać sama. Ba, nawet muszę, bo kasy mam na końcu sklepu i muszę wyłożyć to, co mam w koszyku. Wciąż uważam, że do każdej pracy trzeba chęci, niezależnie od wykształcenia czy jego braku :) Sprzedawcy nie są jedynie od ceny i podawania klientowi towaru, polecam krótki artykuł: https://www.praca.fm/cechy-dobrego-sprzedawcy/
Nie ma sensu dyskutować więcej na ten temat, bo akurat tutaj nie dojdziemy do porozumienia. Życzę nam jednak, aby było więcej życzliwych i chętnych do pomocy ekspedientek.
Udanego wieczoru!
Ale ja jak najbardziej zgadzam sie, że fajnie by było gdyby takie wymogi dotyczące ekspedientki miały odzwierciedlenie w rzeczywistości, ale jednak nie mają. Dodatkowo uważam, że pracodawca powinien organizować pracownikowi szkolenia i wynagradzać uczciwie za wkład w pracę. Tutaj chyba znajdziemy porozumienie;] a jeśli do zakupów kosmetyków przykładasz równie wielką wagę co do usług dentystycznych to cóż, różnica podejścia.
Ok. To miłego również;]
Ale fajny TAG, pierwszy raz go czytam :) Może kiedyś i ja się skuszę na napisanie go. Musiałabym najpierw siąść i pomyśleć :P
Zrób koniecznie, fajnie się cofnąć w czasie myślami :D
Jak wpadnę podasz mi śniadanie? ;D
Pewnie! Nawet kilka śniadań Ci podam, jakby nam się weekend przedłużył ;)
Ale wiesz, chłopiec był biedny, a Tobie się Diory z szuflad wysypują, dodatkowo kurierzy walą drzwiami i oknami z paczkami hehe ;) Wyczuwam delikatną różnicę tutaj między Wami :P
Super ;D
Ej no, mam jedno Diora tylko, i kurierzy już nie pukają mało mam nowości ;D to nie tak! ;D
A wiesz, ile kanapek by było za tego Diora?!
Uff na szczęście ja tego Diora wygrałam ;D
Fajnie się czytało:) Życzę Ci mnóstwa satysfakcji na polu zawodowym:)
Dziękuję :) Może też się kiedyś pokusisz o taki wpis?
Buziaki na udany weekend!
Raczej nie:) dziękuję, mam nadzieję, że taki będzie, bo wybieram się nad morze:)
Hahaha bardzo ciekawa i urozmaicona ścieżka kariery :) u mnie hostessa, asystenka w agencji reklamy, szpital, korporacja medyczna w której pracuję do dzisiaj…no i bloggerka w międzyczasie ;)
Od czegoś trzeba było zacząć, mnie tam żadna praca nie przerażała :D Widzę, że Ciebie też nie :)